niedziela, 11 marca 2012

Kobieta w oknie

Filmy mają tę przewagę nad książkami, że ich konsumpcja trwa zdecydowanie krócej. Przeżywanie chyba też.

Ostatnio stwierdziłam, że jeśli są rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, to jedną z nich jest kino. Bywam w nim dość często, aczkolwiek repertuar jest dość przypadkowy. Dziś dwa filmy, jeden nagradzany, drugi chwalony, obejrzane dość dawno, trochę się więc "uleżały", lub, jak kto woli, "dojrzały".
Pierwszym z nich jest "W ciemności", a drugim "Róża". O tym pierwszym w zasadzie nie bardzo mam chęci pisać. Wiem, że ważny, i wiem, że o Holocauście. Z całego filmu zapamiętałam jednak tylko ostatnie trzy zdania, przy których zbladł nawet znakomity Więckiewicz. W zasadzie, to powstaje pytanie, po co w ogóle było robić ten film, skoro wiadomo, że Polacy to antysemici. I nic tego nie zmieni.
Nie o tym jednak chciałam... Obejrzenie właśnie tego filmu w sąsiedztwie "Róży" sprawiło, że jeśli na początku mogłam mu zarzucać głównie "dłużyzny", teraz staje się łagodny i miękki. Dramat złagodzony, wydelikacony tak, żeby można go był skonsumować, nie dostając niestrawności. Ze Smarzowskim jest inaczej. Nie tylko pokazuje i nie tylko opowiada. Wciąga nas do świata, który stwarza. I daje nam odczuć, prawie fizycznie, ból, cierpienie i bezsilność swoich bohaterów. I do tego głównie chciałam się odnieść.

Nie ma chyba w tym kraju rodziny, która w jakiś tragiczny sposób nie doświadczyła by wojny. To, czego nie opowiedzieli nam dziadkowie lub pradziadkowie, uzupełniła szkoła, serwując pokaźną dozę literatury poświęconej tej tematyce. Cierpienia jednak są inaczej przeżywane, gdy doświadcza się ich z drugiej bądź trzeciej ręki, a otwarte niegdyś rany już dawno się zabliźniły. Wspomnienia zatarły, wyblakły, a problemy dnia codziennego nadały życiu pozory normalności i powtarzalności, spychając niewygodne momenty gdzieś daleko w niepamięć.

I w tym momencie, w wygodnej sali kinowej, zostajemy wepchnięci w sam środek tego świata, gdzie wszystko jest odkryte i ciągle krwawi. Wciśnięci w fotel możemy tylko zacisnąć pięści i być może zapytać – dlaczego? Ale reżyser nie daje odpowiedzi, tylko skazuje swoich bohaterów na klęskę i zmusza do pozostania na "przeklętej ziemi". Zamyka ich w błędnym kole, z którego wyrywa ich tylko śmierć. Odejście jednak odbywa się przez odrapane okno i nic nie czeka, tylko zimna, zamarznięta ziemia.

To, co jest wielkim atutem tego filmu to naturalizm, szorstkość, oszczędność i finezja doboru brudnych, ziemistych barw. Błoto jest mokre, ziemia jest gliniasta i wdziera się pod paznokcie. Krew jest słodka i pachnąca, lub brudna i lepka, a zwłoki martwe i zimne. Wszystkie płyny i substancje mieszają się ze sobą, tworząc maź, której musi się dotknąć każdy bohater.

Nie wiem czy to dobrze czy źle, że wojnę pokazuje się w taki sposób. Na początku to boli. To, czego nie można zapomnieć, to obrazy gwałtów, i może dobrze, że w końcu ktoś to pokazał. Bo nie ma chyba dla kobiety nic gorszego, niż gwałt. A Smarzowskiemu udało się pokazać tragiczną bezsilność i niemoc tych, którzy są przez wojnę miażdżeni – dzieci i kobiety. Zresztą nie tylko one. Chyba tylko dwójka głównych bohaterów radzi sobie z życiem w tych warunkach. Godzi się w jakiś sposób, cierpi, ale walczy. Nie wszyscy jednak mają psychikę jak ze stali jak główny bohater.

Wpleciona w główny wątek rodzina z Kresów jest popisowo niszczona. Są niewinni, otwarci, nieprzeorani, weseli jak kurczęta i gładcy jak świeże, wiejskie jajka. I równie łatwo się tłuką. Tam również jest mężczyzna, słaby, bezsilny i upokorzony. Ilu podobnych jemu złamała wojna? Pewnie setki.

Po co więc robić takie filmy, w które nie pozostawiają nadziei? Żeby delektować się eksplozją zła, patrzeć na cierpienia tych, którzy nie mogą się obronić, czy zyskać poklask odbiorców, pokazując, jak sprawnie potrafimy zepsuć ich dobre samopoczucie? A może, żeby odbanalizować to, czym karmiono nas w szkole, i pokazać, że rzeczywistość nie jest ani czarna, ani biała. Ani tak prosta, jak byśmy chcieli. Skłaniam się do ostatniego, ale z tym filmem każdy musi się zmierzyć sam.

PS. Coś dla miłośników sztuki, z lekkim przymrużeniem oka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz